Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Słowa Winnetou, zwłaszcza ton poprostu zmiażdżyły łotrów. Drżącym głosem zaczęli prosić, grozić, klnąć — ale daremnie. Gdy zaś żołnierz z pochodnią wyszedł, ścisnęli pięści i zaczęli powtarzać swoje zwykłe przekleństwa ze ślepotą i obłędem. Dopiero kiedy zaryglowano drzwi, umilkli i starali się nie wywoływać szmeru, aby wrogowie nie wiedzieli, gdzie się znajdują.
Co się nas tyczy, to nie chcieliśmy ich zakłuć, lecz strachem doprowadzić do wyznania. Byliśmy przeświadczeni, że nie ośmielą się nas zaatakować. Mimo to odsunęliśmy kołdry i położyli się z wyciągniętymi nogami, tak, że każdy, któryby się zbliżył, musiałby ich dotknąć. Czekaliśmy gotowi do obrony, trzymając mocno noże.
Nie mieliśmy, oczywiście, żadnego sposobu odmierzenia czasu. Jednakże instynktownie odliczyłem godzinę, a nie usłyszeliśmy żadnego szmeru. Naraz zrobiło się tak zimno, tak zimno, że zmroziło nas do szpiku kości, a wkrótce potem głuchy poszum rozległ się nad dachem. W kilka minut później usłyszeliśmy poprzez ścianę:
— Czy widzicie błędne ogniki u wszystkich kątów? Zbliża się blizzard, blizzard! Ratujcie się w strażnicach, szybko, szybko!
Blizzard — to straszliwa zamieć śnieżna na zachodzie Missisipi, nadciągająca z północy. Wyprzedza ją nagły i nader gwałtowny spadek temperatury. Blizzard

284