Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mogli z nam! rozmawiać. Spojrzenia ich wymownie świadczyły, jak niezmierną wdzięczność odczuwali.
Upłynęło niewiele minut, gdy zaczął padać śnieg, z początku rzadki, potem coraz gęstszy. Nie tajał, bo i temperatura nagle opadła na kilka stopni. Winnetou dziwnem spojrzeniem oglądał niebo i horyzont. Skoro dotarliśmy do fortu, ziemia była okryta wielocalową warstwą. To było nader fatalne, gdyż śnieg przykrył ślady, które mogły dowieść prawdy naszych zeznań. — —


270