Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pozwolę, aby zdusiła je nędza. Wyrzekam się okupu; daję go twemu synkowi! Niech was Allach błogosławi!
Szeik ze wzruszenia nie mógł wydobyć głosu; Zarka również milczała; błękitne jej oczy zalane były łzami; — po niej to odziedziczył synek te piękne, jedyne może w całej Arabji, źrenice. —
Cóż mógł teraz uczynić szeik po tym nowym dowodzie wspaniałomyślności Omara? — Przynajmniej wyrzec się wszelkiej myśli o zemście. Rzecz dziwna, jak po chrześcijańsku postępowano w tym domu, leżącym na drodze pielgrzymek do Mekki, gdzie fanatyzm święcił swe dzikie orgje! —
Pozostaliśmy około trzech tygodni jako goście w Rakmatan; przez cały czas naszego pobytu nie ośmielił się nikt obrzucić mnie słowem zelżywem. Prawdziwa miłość zwycięża zawsze nawet nieprzebłaganą, najbardziej zaciętą nienawiść. — Odzyskałem strzelby, a Haddedinom zwrócono pieniądze, zrabowane Mesudowi w Kubbet el islam. — —



140