Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie papierów, które starannie ukryłem, portfel zaś wsunąłem napowrót do kieszeni, umieszczonej na piersiach pod marynarką. Służący widział przedtem, że go tam schowałem, i można było przypuścić na pewno, że o tem złodzieja uwiadomi. Zapytacie może, dlaczego chciałem dopuścić do tego łotrostwa? Czy tylko dlatego, żeby zdobyć przeciwko nim dowody? Jeśli mam być szczery, przyznam, że trochę i dlatego, żeby dowieść tym ludziom, że pies chrześcijański ma głowę nie do pozłoty, i że nie byłem ani głuchy ani ślepy. A zamiar mój nie był dla mnie bezpieczny; muza’bir mógł z jakiegokolwiek powodu pchnąć mnie nożem. Ufałem jednak swojemu oku i zręczności.
Dzieci dostały jeść już przedtem, ale nie spały jeszcze. Zapowiedziałem im, że przyjdzie tu pewien człowiek i że sięgnie do mojej kieszeni. Uprzedziłem je, że nie powinny się niczego obawiać, i poleciłem, żeby udawały śpiących. Przyrzekły mi to i byłem pewien, że dotrzymają przyrzeczenia. Potem położyłem oboje plecami do wejścia.

33