Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy byli to sami jeźdźcy?
— Tak.
— Czy mieli armaty?
— Nie. Śladu wozów amunicyjnych nie dojrzałem.
— Zastanowimy się, co czynić. Kiedy mogą dotrzeć do fortu?
— Za godzinę.
Sternau skinął na Gerarda i rzekł:
— Oddałem się do waszej dyspozycji. Powiem wam teraz, kto oprócz mnie walczyć będzie z wami ramię w ramię. Przedewszystkiem Bawole Czoło, wódz Miksteków; znacie go, nieprawdaż?
— Tak jest.
— Ten oto Indjanin, to Niedźwiedzie Serce, wódz Apaczów. Obok stoi Piorunowy Grot, o którym również z pewnością słyszeliście. Pozostali panowie także wezmą udział w walce. Don Fernanda mam zamiar uprosić, by został tutaj i chronił kobiety.
Mimo sędziwego wieku, hrabia nie chciał się na to zgodzić i ustąpił dopiero pod wpływem ogólnych próśb.
— Któż będzie przywódcą? — zapytał Gerard.
— Oczywiście wy — odparł Sternau. — Juarez tak postanowił.
— O nie, sennor! Kimże jestem wobec Władcy Skał, Bawolego Czoła, Niedźwiedziego Serca i Piorunowego Grota? Proszę was, obejmijcie dowództwo!
— W takim razie musiałbym wziąć na siebie również całą odpowiedzialność.

154