Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeżeli to potrzebne, tak.
Gerard nie zdążył wyrazić swego podziwu, gdy z kuchni rozległ się głośny okrzyk. Vaquero z hacjendy del Erina otworzył drzwi kuchenne, chcąc zobaczyć przybyłych gości. Nagle stanął w osłupieniu, wpatrując się uparcie w wodza Miksteków.
Indjanie mają niewielki zarost. Dzięki temu Wódz Miksteków mało się zmienił.
— Bawole Czoło! — zawołał vaquero.
Na dźwięk tego imienia Gerard i Jankes zerwali się z miejsc, aby zobaczyć, co się dzieje. Wódz zaczął badawczo przyglądać się vaquerowi. Poznał go wreszcie, mimo, iż od chwili, kiedy go widział po raz ostatni, upłynęły długie lata.
— Anselmo! — zawołał.
Santa Madonna! A więc to wy, Bawole Czoło?
Po tych słowach vaquero rzucił się ku wodzowi z wyciągniętemi rękami.
— Tak, to ja! — odparł Indjanin z powagą.
— Opowiadano, że zginęliście!
— Bawole Czoło żyje.
— A pozostali?
— Żyją również.
Rezedilla wydała okrzyk zdziwienia i radości. Ująwszy wodza za ramię, zapytała:
— Wyście Bawole Czoło, wódz Miksteków?
— Tak; ja nim jestem — powtórzył Indjanin ze spokojem.
— Mój Boże, to jakiś cud niebywały! Ojcze, ten człowiek jest Bawolem Czołem! Zginął swego czasu wraz z Emmą i jeszcze kilku ludźmi. — Wodzu, czy was

148