Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Cesarz zapytał Meksykanina:
— No i cóż, generale?
Zapytany wzruszył pogardliwie ramionami.
— Okropne brednie!
— Ale równocześnie bardzo niebezpieczne! — dodał Basaine. — Przecież to publiczne wezwanie do buntu. Tu nie wystarczy wzruszenie ramionami.
Była to wyraźna aluzja do generała; aby uchylić zbyt ostrą replikę z jego strony, cesarz dodał szybko:
— Jestem tego samego zdania, ale cóż według pana uczynić należy?
— Przedewszystkiem zamknąć córkę tego człowieka — rzekł Basaine.
Maksymiljan zaprzeczył ruchem głowy.
— Niegroźna — odparł.
— Dowiodła czegoś przeciwnego — przestrzegał marszałek.
— Jest tylko komiczna. Mówiłem już o tem z generałem.
— Ponadto trzeba przeszukać dom Corteja.
— Dobrze. Zgadzam się.
— Trzeba skonfiskować jego dobra.
— Ma jakie posiadłości?
— Ma; i to znaczne.
— Przepraszam — wtrącił Mejia. — O ile mi wiadomo, posiadłości te należą do hrabiego Rodriganda. Cortejo był sekretarzem hrabiego.
— To wina Rodrigandy, jeżeli sekretarzem mianuje zdrajcę stanu, — odparł marszałek.
Cesarz poruszył ramieniem, dając wyraz niechęci, i rzekł:

104