Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okólna droga była dla nich konieczna, bo w przeciwnym razie byliby się natknęli na żołnierzy, których ognisko musieli, oczywiście, dostrzec. Oficer nie dowiedział się niczego z tych moich wywodów. Zwróciliśmy wzdłuż naszych własnych śladów i ruszyliśmy w drogę do miasta, drogę 30-to kilometrową.
Gospodarz i Ghasai-Beduin, którzy sprowadzili żołnierzy, ażeby nas zaresztować, nie przypuszczali wówczas, że powrotną drogę oni sami odbędą jako jeńcy. Nie byli już związani, ale ich konie prowadzono za cugle, prócz tego Helef jechał ściśle za nimi i nie spuszczał ich z oka. Ja zaś jechałem obok kol agasiego, który przewodził całemu oddziałowi.
Teraz dowiedziałem się, czemu oficer nie chciał wierzyć, że przybyliśmy jedynie w celu obejrzenia wieży. Po upływie niezbyt długiego czasu, kiedyśmy milcząc jechali obok siebie, postawił mi pytanie, brzmiące nieco dziwnie:
— Czy to istotnie prawda, emirze, że jesteś chrześcijaninem?
— Tak, to prawda.

48