Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnać i nawet, dla jakichś powodów, skazać na śmierć. Nie zamienimy się z nim, nie zabiegamy o jego stanowisko. Jesteśmy lepsi od niego, bo stoimy wyżej. Ja jestem Panem i Władcą swoich Haddedihnów. Kto mnie może obalić?... A mój effendi jest też Panem samego siebie, a nie księcia żadnego niewolnikiem; żaden sułtan, żaden szah-in-szah, żaden cesarz, żaden król nie może mu zabrać tego, czem jest i co posiada. Nie, nie mamy żadnej ochoty zostać seraskierami, ani on, ani ja!
Podążaliśmy dalej za śladami przemytników, od ognisk w kierunku południowym, aż do miejsca, gdzie od ruin skręcały na prawo w szczere pole. Laikowi mogło się wydawać, że przemytnicy posuwali się ciągle naprzód w obranym kierunku. Ja jednak widziałem wyraźnie tam, gdzie ich ślady nagle odchylały się od rumowisk, ślady postoju. Skierowali się później wgórę do miejsca, o którem mówił bimbaszi z Bagdadu. Przenieśli tam szmugiel, zeszli znów nadół, i potem dopiero wyjechali na wolną przestrzeń. Ta

47