Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w płaszcz, dając tem przykład podwłądnym.
Halef rozciągnął się również i zapytał szeptem:
— Czy nie sądzisz, sihdi, że jest wskazane, abyśmy na zmianę czuwali?
— Nie — odrzekłem. — Stary kol agasi postępuje uczciwie. Będziemy mogli bardzo dobrze spać bez naszych koców, bo nie jest dzisiaj zimno. Dobrej nocy!
— Dobrej nocy życzę i ja tobie, chociaż wiem, że nie doznam spokoju. Odór trupów tkwi jeszcze tak mocno w moim nosie, że śmierć uciekłaby dzisiaj mnie, nietylko sen; śpij więc tem mocniej!
Życzenie jego spełniło się. Spałem smacznie i dopóty, aż mnie Halef nie zbudził. Zapewniał mnie, że nie zmrużył oka, gdyż dotychczas dolegała mu boleść jego nosa. Żołnierze spożyli krótkie i skromne śniadanie, i dosiedli koni, aby udać się wraz z nami do schronienia naszych wierzchowców, Poczciwe zwierzęta powitały nas radosnem rżeniem; stęskniły się za nami, ale nie usiłowały porzu-

42