Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nemzi effendi. Przyjrzyj mu się dobrze! Czy wygląda na takiego, którego naród dywany i pantofle dostarcza do waszych haremów? Powiadam ci, mieszkańcy Frankistanu nie darują pantofli nawet swoim żonom, a tem mniej obcym kobietom! I jeżeli sądzisz, że posyłają wam dywany, to mylisz się znowu, gdyż wcale nie mają dywanów. A największy twój błąd tkwi w daninie, o której wspomniałeś. Lud Frankistanu składa się z bohaterów, z samych niepokonanych bohaterów, którzy nie boją się piekła, ani djabła. Gdyby sułtan odważył się wojować z nimi, byliby go poprostu załadowali do swej największej armaty i wystrzelili zpowrotem do Stambułu. Istnieje u nich nienaruszalne prawo surowo zabraniające płacić daninę cudzoziemskim władcom. Odwrotnie, to cudzoziemscy władcy płacą podatki ich sułtanowi. Wiem naprzykład bardzo dokładnie, że wielkorządcy Ulahu, Middilli, Merakeszu, Siwedżu, Dżibeltaru i Firangistanu[1] są obowiązani płacić mu haracz, gdyż zwyciężył ich wszystkich,

  1. Walachja, Mytilena, Marokko, Suez, Gibraltar i Europa.
36