Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u którego szukaliśmy kuglarza. Wcale go to spotkanie nie zdziwiło; owszem, miałem wrażenie, że właśnie na nas czeka. Kiedyśmy obok niego przechodzili, zawołał, uśmiechając się do mnie szyderczo:
— Dalej, idź drogą niewiernych i zdechnij na ścieżce przeklętych. Niech cię Allah potępi, psie jeden!
Potem odwrócił się i popędził cwałem, oglądając się kilkakrotnie, czy go nie ścigam. Jego obelgi były zuchwałą, bezwstydną zemstą za moje wczorajsze najście; tak przynajmniej teraz myślałem, choć później zrozumiałem, że w jego słowach kryło się jeszcze coś więcej.
Kiedyśmy się na szczyt wzgórza wdrapali, wskazał chłopak na odległy otwór w skale i rzekł:
— Tam, przy tym dawnym grobowcu, stoi święty i czeka na was pogrążony w modlitwie.
To powiedziawszy, chciał się oddalić. Miałem zamiar dać mu mały bakszysz, lecz on splunął przede mnie i rzekł z gestem odrazy:
— Nie chcę twojego piastra. Nie bę-

41