Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale napróżno. Odłożyłem je więc i, kiedy minęliśmy Mankabat, wziąłem do rąk lunetę, ażeby przypatrzyć się wzgórzom, położonym po prawej stronie Nilu. Nie spuszczałem też oka z łodzi marszałka.
Wśród skał Maabdah zobaczyłem na wyskoku ponad wsią siedzącego człowieka, przypatrującego się Nilowi, oraz naszym dwu łodziom. Mógłbym przysiąc, że to był kuglarz. Właśnie zwróciło się pierwsze czółno do brzegu, kiedy człowiek ów powstał i pędem pobiegł do wsi, gdzie zniknął między domami.
Żołnierze wysiedli i pomaszerowali w stronę osady. Zanim jeszcze do niej dojść zdołali, zobaczyłem owego człowieka z drugim jeszcze po drugiej stronie wsi. Zmierzali w góry i zniknęli w parowie. W trzy minuty później i my przybiliśmy także do brzegu. Mógłbym przysiąc, że ten drugi człowiek był fakirem. To też, kiedy wyskoczyłem na brzeg, zwróciłem się wprost w kierunku parowu. Ben Nil poszedł za mną. Koniuszy zaś, ostrzegając mnie przed, jego zdaniem,

115