Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chciał mnie zatrzymać, nie zwracałem już jednak na niego uwagi, zapaliłem pochodnię i zszedłem nadół. Bez trudu dostałem się do bocznych sztolni. Były otwarte, lecz szyb był zamknięty kamienną płytą, obciążoną teraz ogromną masą czarnych cegieł mułowych. Nie dziwiło mnie wcale, żem tego ciężaru nie zdołał podźwignąć. Zbadałem boczne sztolnie; nie były długie i widocznie przeznaczeniem ich było doprowadzać powietrze do szybu. W jednej z nich stały lampki, o których Ben Nil wspominał. Rozdeptałem je i wróciłem na świat do Selima.
Kiedy zeszliśmy nadół, Ben Nil w stał z ziemi i powiedział:
— Effendi, ślubowałem właśnie Allahowi nie spocząć, dopóki nie zemszczę się na Abd el Baraku, kuglarzu i fakirze. Czy tobie religja mścić się pozwala?
— Nie. Zemsta należy do Boga, ale każdy czyn zły powinien być ukarany, i dlatego każdy człowiek ma obowiązek dołożyć starań, aby zbrodniarza unieszkodliwić.

102