Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i z nami. Z tobą uporaliby się rychło, a potem, gdybym ja przyszedł, to, stojąc w jamie, nie wskórałbym nic przeciwko nim, stojącym na górze.
— Zobaczyłbyś, czyby ze mną poszło im tak łatwo. Bardzo żałuję, że walczyć ze mną nie chcieli. Zmełłbym ich w rękach na mąkę. Zresztą, jestem pewny, że nam i tak nie ujdą. Doniesiemy o nich policji...
— A policja wysłucha nas i założy ręce.
— To przedłóż sprawę swojemu konsulowi. Przecież tu jest.
— Ani mi się śni. Sprawą, którą sam mogę załatwić, nie będę trapił drugich. Podaj mi sznur; wyciągniemy Ben Nila.
Chłopak owinął sobie sznur pod pachą i niebawem znalazł się przy nas. Teraz już nie wątpił o swojem ocaleniu, padł więc znowu na kolana, aby dzięki Allahowi złożyć. Słońce paliło silnie, a mimo to wydawało nam się powietrze balsamicznie ożywcze. Zostawiłem Ben Nila na dole, a sam poszedłem z Seli-

100