Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wił na mnie niezwykłe wrażenie. Podczas dalszej drogi wypytywałem się przewodnika o bliższe szczegóły, odnoszące się do fakira, a on mi odpowiedział:
— To święty, który rzeczywiście umie patrzyć w przyszłość. Wędruje z miejsca na miejsce i kaznodziejstwo jest jego pracą, a modlitwa pożywieniem. Ciało jego mieszka na ziemi, lecz duch należy już do tamtego świata.
Słowa przewodnika miały akcent szczerości, a także starzec nie wydawał mi się oszustem. Cóż miałem myśleć o całej sprawie? Postanowiłem odłożyć ją na razie ad acta i zabrać się do niej przy najbliższej sposobności. Teraz musiałem całą uwagę poświęcić jaskini krokodylowej i drodze wiodącej do niej.
Droga ta nie była wcale wygodna. Pięła się na płaskowzgórze pokryte połyskującemi zdaleka przezroczystemi romboidami, załamującemi kilkakrotnie promienie słoneczne. Tu i owdzie zasłany był teren olbrzymiemi kulami kamiennemi, leżącemi obok siebie i na sobie. Cała okolica wyglądała dzięki temu jak pobojowisko, na

74