Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w tem samem tempie, opierając się rękami i łokciami o ścianę. Była to ciężka i niezbyt przyjemna część pracy. Stojący na górze ludzie byli w ustawicznej trwodze, aby się ziemia pod nimi nie zapadła. Trwoga ta paraliżowała ich wysiłki i z tego powodu miałem do pokonania największą część ciężaru tego olbrzymiego cielska. Kiedy się wkońcu wyprostowałem zupełnie, wynurzył się z otworu korpus jego o tyle, że wystarczyło już tylko jedno silne szarpnięcie, aby murzyn znalazł się między nimi. Szarpnęli też tak silnie, że przewrócił kilka kozłów, aż legł spokojnie i zaczął stękać. Stało się to na moje polecenie, gdyż przy powolnem przeciąganiu tego bezkształtnego kolosa przez otwór lochu, byłbym narażony na zasypanie. Po kilku chwilach spuszczono mi rzemienie, po których wywindowałem się na górę, nie troszcząc się o to, czy ściany i krawędzie jamy załamią się pod moim ciężarem, czy nie. Wydostałem się na świat w chwili, kiedy właśnie przyszedł grubas do siebie po gwałtownem szarpnięciu. Usiadł na piasku, obmacał brzuch

57