Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Duch jego nie ukaże ci się chyba nigdy. Chodźcie do otworu! Musimy go zbadać.
— Niech mnie Allah broni! Jestem bogobojnym synem proroka i za żadne skarby świata nie zbliżę się do lochu piekieł!
— Słusznie, bardzo słusznie! — potwierdził Selim chrapliwym głosem. — Niech mnie Allah broni przed djabłem o dziewięćdziesięciu ogonach i przed piekłem, którego płomieniom nie oprze się skóra nawet pobożnego człowieka!
— Milcz! — rzekłem gniewnie. — Mówicie o wejściu do piekieł i o ogniu piekielnym. Czy widzieliście kiedy ogień bez dymu? Gdyby tu było piekło, musiałoby się dymić z otworu. Czyż tego nie pojmujesz, Selimie?
Na ten argument nie znalazł odpowiedzi, a jeszcze bardziej się zakłopotał, kiedy dodałem:
— Udajesz największego bohatera pustyni, a boisz się małego otworu w ziemi. Wstydź się! Gdyby się tu piekło rzeczywiście otwarło, widzielibyśmy nie-

47