Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spoglądali na nią przywódcy; przecież w jej murach zamknięci byli ci, których kochali.
— Czy nie możnaby zburzyć tej całej budy? — zapytał Piorunowy Grot, zgrzytając zębami.
— Cierpliwości, cierpliwości — rzekł spokojnie Sternau. — Uwolnimy naszych stanowczo. Mam nadzieję, że już wkrótce skończą się ich cierpienia.
Bawole Czoło dodał:
— Wróg musi zapłacić życiem za każde westchnienie, które wydobyło się z piersi Karji, córki Miksteków. Gdzie może być wejście do piramidy?
Sternau zwrócił się do jeńca-przewodnika:
— Po której stronie zatrzymaliście się, przyjechawszy tutaj?
— Chodźcie za mną! — po tych słowach Meksykanin ujechał na swym koniu jeszcze kilka kroków.
— Tutaj.
— A gdzie znikł Verdoja z jeńcami?
— Tu stoi krzak, obok którego znikł w zaroślach; w tamtem zaś miejscu ukazał się blask jego latarki.
— Dobrze. Jeśli okaże się, jak przewidziałeś, darujemy ci życie. Sternau przywołał obydwu wodzów oraz Piorunowego Grota i pokazał im miejsce, wskazane przez przewodnika.
— Niech teraz nikt nie dotyka nogą ani zarośli, ani podnóża piramidy — rzekł Bawole Czoło. — Verdoja musiał tu chodzić nieraz; mimo, że sporo czasu upłynęło, ślady powinny zostać. Ujrzymy je dopiero z nastaniem dnia.

89