Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwracam i co mówię. Nie przypuszczam również, aby obydwaj wodzowie odpowiadali słowami.
— Nie przyjdzie im to do głowy — rzekł Piorunowy Grot.
Minęło kilka chwil. Teraz Sternau, nie pokazując się, zawołał donośnym głosem:
Tenilsuk nagongo akajia? — Ilu nieprzyciół jest po tamtej stronie?
W tejże chwili uniosło się nad kryjówką wodzów dwoje ramion.
— A więc tylko dwóch — rzekł Sternau. — Miałem słuszność.
Zawołał znowu:
Szi ankhuan to tastsa ta, szi ankhuan hotli intahinta — nie chcę ich zabijać, chcę ich wziąć żywcem.
— Co Sternau tam krzyczy? — rzekł jeden z Meksykan. — Jeżeli chce z nas drwić, niech mówi po hiszpańsku. Jesteśmy w przeklętej matni. Gdy tylko nos wychylimy, będą strzelać do nas. Musimy więc siedzieć tutaj aż do nocy, albo nawet tak długo, dopóki nasi nie powrócą.
Stać się jednak miało inaczej, aniżeli przypuszczał, wodzowie zrozumieli bowiem Sternaua. Odłożyli strzelby, wzięli noże w zęby i zaczęli cicho podkradać się do Meksykan. Sternau to zauważył; uświadomił sobie, ze musi uwagę Meksykan odwrócić od wodzów; stanął więc, okazując swą olbrzymią postać, przyłożył strzelbę do ramienia i zaczął celować.
— Ma zamiar strzelać — rzekł ze śmiechem jeden

75