Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pisemne na podłogę i usiąść na stole. Niestety, nie ma innego miejsca.
Arbellez wahał się przez długą chwilę, ale Juarez poruszył ręką z gestem tak dobitnym, że dzierzawca usłuchał. Teraz zwrócił się Juarez do drugiego gościa. Był to człowiek w średnim wieku, twarz miał zarośniętą i ciemne oczy przenikliwe.
— A więc, sennor, kazałem was zawołać z więzienia, aby pańską sprawę jak najprędzej załatwić. Czy papieros pański pali się jeszcze?
— Tak, panie.
— Dobrze — mówił Jaurez lekkim, wesołym tonem. — Jak długo siedzi pan w areszcie?
— Od trzech tygodni, sennor.
— Ach, to niegrzecznie, muszę przyznać. Muszę prosić panów sędziów o szczyptę szacunku dla obywateli. Wyrok jeszcze nie zapadł?
— Niestety, nie. Wierzę jednak, że będę z niego zadowolony.
— Jestem o tem przekonany — rzekł uprzejmie Juarez. — Nie skrzywdzę nikogo, ani pana, ani pańskiego przeciwnika. A wiec chodzi o strzał?
— Tak jest.
— Czy strzał był celny?
— Trafił tę panią prosto w głowę. Celowałem dobrze.
— Ach, w takim razie jest sennor dobrym strzelcem. Cieszy mnie to, gdyż dobrzy strzelcy są w tych ciężkich czasach bardzo cenni. Dlaczegóż to strzelał pan do tej pani?
— Ponieważ powiedziała mi, że wyjdzie za innego

156