Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczęk żelaza, uderzenia o śruby. Wszystkie wysiłki okazały się daremne.
— Nie poradzimy — rzekł Mariano. — Musimy zdać się na przypadek.
— To rzecz bardzo wątpliwa, aby nam pomógł, odparł Sternau. — Ten człowiek na pewno wypłynie w nocy na morze. Jeżeli do tego czasu nie uwolnimy się, zostaniemy jeńcami i będziemy nimi tak długo, dopóki nie raczy nas zabić, lub wysadzić na bezludną wyspę. W drodze będziemy musieli walczyć nietylko z ludźmi, ale i z naturą. Więzów nie potrafimy rozpętać. Jedyna ewentualność to ta, że paniom się uda dostarczyć nam narzędzi, dzięki którym moglibyśmy się uwolnić od łańcuchów. Gdyby to nawet było możliwe, zaniechałyby tego, naraziłyby nas bowiem na śmierć. Uważam, że najlepiej będzie znosić ciężką próbę cierpliwie. Jeżeli będziemy mocni w sobie i ufni, jeżeli będziemy starać się o to, aby zdrowie nasze niezbyt ucierpiało, godzina wyzwolenia nadejdzie dla nas bezwątpienia. Wierzę, iż Bóg nas nie opuści!
Te słowa, pełne siły i przekonania, dodały jeńcom otuchy. Zapadła znowu głęboka cisza. Od czasu do czasu słychać było tylko ocieranie się łańcuchów o piasek. Po jakimś czasie nasi jeńcy zasnęli. Obudzili się dopiero wtedy, gdy fale morskie obryzgiwać zaczęły dolny pokład pianą; był to dowód, że statek opuścił przystań. Dokąd ich niósł, o tem nie mieli pojęcia...
Jak i poco opisywać dnie, tygodnie, spędzone w ciemnej norze pod pokładem? Jak opisywać przeżycia jeńców podczas tej strasznej podróży? Obie dziewczyny cierpiały najbardziej, choć mogły zażywać

147