Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Będą szukać Apaczów i nie znajdą; uciekniemy bowiem na ich własnych koniach. Karja, córka Miksteków, nie umrze z ręki brata swego, który nie dopuściłby, aby shańbiło ją małżeństwo z Komanczem.
Brat myślał zawsze o siostrze.
— Teraz jednak musimy wracać — ostrzegł Sternau. — Nikt nie powinien nas tutaj widzieć.
Zestąpili znowu do korytarza, zasłoniwszy otwór kopcem kamieni. Potem powrócili do piramidy przejściem podziemnem.
Rozpoczęła się wielka narada wodzów, do której wciągnięto i wojowników.
Postanowiono rozstać się dopiero za Kordyljerami. Wódz Apaczów dorzucił nawet:
— Niedźwiedzie Serce kocha swych przyjaciół; odprowadzi ich więc do Guaymas.
Policzki Karji spłonęły rumieńcem. Wiedziała doskonale, do kogo się te słowa odnoszą.
Ze względu na podróż przez góry, trzeba było pomyśleć o obfitym zapasie prowiantów. Ponieważ koni nie można było przeprowadzić przez podziemne przejście, postanowiono je zostawić na miejscu, a zagarnąć konie Komanczów.
Każdy był zajęty przygotowaniami do podróży. Trzeba było zabrać wszystko, co się tylko dało; Apacze przygotowali nawet swoje siodła; nie chcieli się bowiem rozstawać z niemi.
Gdy słońce skłoniło się ku zachodowi, Karja weszła na szczyt piramidy. Stanęła tu wysmukła i piękna; wiatr poruszał jej suknię; ciemne policzki ożywiły się pod pocałunkiem zachodzącego słońca. O czem myśla-

121