Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  287  —

— Nie przypuszczam nawet tego, bo znam was zanadto dobrze!
— Chcesz przez to powiedzieć, że i my potrafimy dotrzymać słowa. Stosownie do postanowienia jutro skoro świt puścimy cię, ażebyś zeszedł w Dolinę Niedźwiedzi. Dostaniesz swój nóż i strzelbę. Wieczorem wrócisz, a nazajutrz będziesz mógł pójść znowu, ażeby znów zjawić się tu wieczorem. Jeśli w tych dwu dniach zabijesz cztery niedźwiedzie, darujemy ci życie.
— Życie, ale nie wolność?
— Słusznie się domyślasz. Wolność odzyskasz dopiero wtedy, gdy pojedziesz z nami i weźmiesz sobie jedną z naszych córek za żonę. Straciliśmy przez ciebie dwu walecznych wojowników, za to musisz zostać naszym wojownikiem, jeśli nie pożrą cię niedźwiedzie.
— Na to ja nie przystaję. Mówiłem wam to już kilka razy.
— To się pokaże. My cię zmusimy to tego!
Pshaw! Old Surehand na to nie pozwoli!
— Możesz być pewnym, że to zrobimy. Wtedy tylko nie moglibyśmy cię zmusić, gdybyś złamał słowo i nie wrócił. Ale to nie nastąpi, gdyż wiemy, że nie wrócisz do nas tylko wtedy, jeśli rozszarpią cię kły i łapy niedźwiedzia.
Well! Niedźwiedzie mnie nie rozszarpią i ja wrócę w każdym razie. Tu prosto od skraju lasu prowadzi parów na Dolinę Niedźwiedzi. Tędy zejdę i wrócę. Czy jednak będziecie mnie szukali, gdybym się nie zjawił więcej?
— Nie, gdyż to byłby dowód, że zostałeś pożarty!
— Mógłbym być tylko ranny!
— Nie. Człowiek, który jest tak zraniony, że iść nie może, musi bezwarunkowo paść ofiarą takich zwierząt. Nie będziemy cię więc szukali.
— Powiedzcie szczerze: Prawda, że boicie się szarego niedźwiedzia?
— Milcz! Jest nas przeszło pięćdziesięciu wojowników, a żaden z nas nie obawiałby się sam stanąć do