Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  245  —

u pani Thick w Jefferson-City. Dotąd zwracano uwagę tylko na trupa. Wtem zobaczył Winnetou na trawie ciemne plamy, a poszedłszy za niemi oczyma aż do mnie, zawołał z przestrachem:
— Uff! Mój brat jest ranny, czyli przecież trafiony! Krew płynie silnie! Czy rana niebezpieczna?
— Sądzę, że nie.
— Czy kość nie uszkodzona?
— Zapewne nie, bo mogę stać.
— To osobliwa rana. Mój brat leżał tak na ziemi, że w to miejsce nie powinna była paść kula.
— Ja tak samo myślę. Strzelec spudłował, a kula odbiwszy się od skały, uderzyła mnie w nogę.
— To nie dobrze! Strzały odbite są bardzo bolesne. Muszę zaraz zbadać ranę brata.
— Lepiej później, bo trzeba co rychlej stąd odjechać!
— Czy z powodu tych bladych twarzy?
— Tak. U nas znowu płonie ognisko. Jeśli powrócą, będą mogli nas wygodnie wystrzelać.
— Nie wrócą, ponieważ ten, który uciekłł do nich z zarośli, straciwszy towarzysza, był bardzo przerażony. Prawda, że nie powinniśmy tu długo bawić, ale ranę zbadać trzeba. Otwarta jest już długo, przez co brat niewątpliwie dużo krwi utracił.
— W takim razie niech Hammerdull dorzuci do ognia drzewa, ażeby płomień świecił jasno na drugą stronę, a reszta towarzyszy niech pilnuje brzegu z rusznicami, gotowemi do strzału i śle natychmiast kulę, skoro tylko poruszy się jaka gałąź.
Badanie rany dało wynik po części korzystny, po części ujemny. Korzystny o tyle, że kość udowa nie była naruszona, a ujemny dlatego, że rana mogła materyzować. Kula doszła przez mięso aż do kości, a Winnetou wydobył ją nożem. Była z jednej strony spłaszczona i wyrwała powstałą przez to krawędzią ranę nierówną i poszarpała ciało. Groziły mi wskutek tego gorączka, silne bóle i konieczność powolnego