Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  393  —

— Wiem dobrze, cobym uczynił!
— Cóż takiego?
— Zaślubiłbym ciebie natychmiast!
— Hola! Nie pytając mnie o to?
— Oczywiście!
— To ja rozwiódłbym się z tobą zaraz po ślubie!
— A ja nie puściłbym ciebie!
— Zobaczylibyśmy! Czy sądzisz, że zażądałbym rozwodu bez dostatecznych powodów?
— Niema żadnych powodów!
— O, aż nadto!
— Wymień choć jeden!
— N. p. niedostateczne odżywianie. To chyba powód!
— Czyż wyglądasz, jak źle odżywiany?
— Ja nie, ale ty! Podam, że nie mogę wyżywić żony, a jeśli mi nie uwierzą, przedstawię im ciebie do zbadania. Ktoby potem jeszcze twierdził, że mam dla ciebie dość jedzenia, temu pozwolę, żeby się oprawił w ramki i powiesił na ścianie!
— Brak pełnych kształtów zastępuję ci długością!
— Na co mi żony, której nie mógłbym czasem „zmyć głowy“? Wiesz, co przez to rozumiem?
Yes.
— Ten zabieg jest u ciebie czasem konieczny, stary szopie. Jesteś chwilami taki przechera, że niewiadomo, co z tobą właściwie począć.
— To zostaw mnie takim, jak jestem! Ty także nie jesteś zawsze taki, jakim być powinieneś. Mogę ci to łatwo udowodnić.
— A to jak?
— Przypomnij sobie tylko małego niedźwiedzia! Borykałeś się z nim, jakbyś był wyszedł z nim właśnie ze szkoły! Jeszcze dziś widać na twej skórze, jaką w tem rolę odegrałeś!
— Czy ja ją odegrałem, czy niedźwiedź, to wszystko jedno, jeśli ją wogóle odegrano. Nie pojmuję też wcale, jak z naszego małżeństwa zeszliśmy na tę