Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  320  —

— Oczywiście!
— Nie rozumiem Old Shatterhanda!
— To nie trudno pojąć. Czy Old Surehanda nie może to złościć, że niedźwiedź dostał kulą ode mnie, zanim on położył go trupem.
— Uff, uff! Nad tem nie pomyślałem.
— Pomyśl także nad tem, że powinieneś był podziękować Winnetou, zamiast czynić mu wyrzuty, bo gdyby on nie był na ciebie zawołał, a ty jeszcze bardziej był zbliżył się do niedźwiedzia, nie żyłbyś już teraz prawdopodobnie.
Odwróciłem się także i poszedłem do niedźwiedzia. Winnetou i Old Surehand zdejmowali zeń skórę. Zwierz był, że tak rzeknę, w sile wieku, zabraliśmy więc jego łapy. Za radą Szako Matty wykroiliśmy jeszcze szynkę, gdyż należało zaopatrzyć się w mięso, które powinno było utrzymać się w górach dobrze.
Mając już czwartą skórę, mogliśmy powrócić do obozu. Cztery niedźwiedzie, zabite w ciągu jednego dnia! Była to niezwykła zdobycz, pomimo że między nimi znajdował się jeden młody. Nie małe też znaczenie miała ta okoliczność, że nikt z nas nie odniósł przy tem rany. Podobne polowanie mogło się udać tylko w tem odległem, przez białych nieodwiedzanem, Kui-erant-yuaw. Powodzeniem tem cieszyliśmy się wszyscy, a nie mniej Old Surehand, który mógł przekonać Utajów, że niedźwiedzie go nie rozszarpały.
Do obozu dostaliśmy się już późno po południu. Postanowiliśmy jednak jeszcze tego wieczora poczynić kroki celem uwolnienia Old Surehanda, nie chcieliśmy bowiem z tem zwlekać, jakkolwiek on otrzymał dwudniowy termin na spełnienie swego zadania.
Old Surehand nie mógł sam wlec skór do parku, musieliśmy więc włożyć je na konie. Postanowiliśmy też nie udać się z nim razem, żeby nas nie zobaczyli Utajowie. Umówiliśmy się, że on pójdzie tam sam i to o ile możności jeszcze za dnia, potem okrąży obóz Indyan, lecz im się nie pokaże, wreszcie przyjdzie na