Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  290  —

— Musimy unikać parku i jego okolic, bo Indyanie znajdą z pewnością nasze ślady. Są tylko dwie możliwości: albo pojedziemy dalej na tę dolinę, z której przybyli Utajowie, co jednak nie da się wykonać z powodu ciemności i dlatego, że jutro musielibyśmy wracać, albo udamy się z powrotem na Dolinę Niedźwiedzi i jutro znajdziemy się na miejscu. W obecnej ciemności jest to wprawdzie rzeczą niebezpieczną, ale parów poznaliśmy dzisiaj dość dobrze, może więc poprowadzimy powoli konie za sobą. Musimy także wziąć pod rozwagę, iż grizly ma legowisko bardzo blizko naszej drogi, czego zresztą ja się wcale nie boję.
— Winnetou także to nie powstrzyma. Gdy my dwaj pójdziemy przodem, tamci będą bezpieczni. Nasze konie oznajmiłyby nam blizkość niedźwiedzia, a na ciemność są sposoby. Widziałem w górnej części parowu zeschłe tagotsi[1], z którego zrobimy sobie pochodnie.
— Pięknie! Wracamy więc do Doliny Niedźwiedzi!
— Tak. Co prawda, z powodu szmeru potoku nie usłyszymy zbliżania się niedźwiedzia, ale za to bacznie będziemy patrzyli.
— A co będzie ze śladami, które teraz w parku zostawimy przez to, że nie możemy trzymać się skraju, lecz musimy go przejechać na poprzek?
— Winnetou zatrze je swoim kocem.
Na tem skończyliśmy naradę i udaliśmy się do towarzyszy, by im powiedzieć, cośmy widzieli, słyszeli i postanowili. Wieści nasze wywarły silne wrażenie, zwłaszcza u tych, którzy znali Old Surehanda, a więc u Apanaczki, Hammerdulla i Holbersa. Towarzysze, niezadowoleni z naszego krótkiego przedstawienia sprawy, chcieli więcej się dowiedzieć, lecz Winnetou odprawił ich słowami:

— Niech bracia zaczekają, aż będziemy mieli więcej czasu. Teraz przedewszystkiem należy zniszczyć nasze ślady w tem miejscu.

  1. Drzewo żywiczne.