Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  59  —

powiedzieć, że staracie się poprostu uchylić od niego zasłużoną karę! Żadną miarą nie pojmuję pobudek waszego postępowania.
— Czy ja jestem prawnikiem, mr. Treskow? — odpowiedziałem na jego wyrzuty.
— Zdaje mi się, że nie.
— Albo kryminalistą?
— Prawdopodobnie nie.
— A zatem! Mimo to nie mam wcale zamiaru odwracać od niego zasłużonej kary, nie chcę tylko być jego sędzią ani katem. Jestem mocno przekonany, że już oddawna wisi nad jego głową ów miecz nieszczęsny, którym ugodzi go wyższa i potężniejsza ręka. Coś mię wstrzymuje od uprzedzania sprawiedliwości boskiej. Jeśli nie możecie zrozumieć mojego postępowania, to przyznajcie przynajmniej, że w duszy i sercu człowieka są prawa, których nie wolno przekraczać, nieubłagane i potężniejsze od wszystkich waszych pisanych paragrafów.
— Być może! Ja pod tym względem nie jestem tak czuły, jak wy. Muszę jednak zwrócić waszą uwagę na skutki, wynikające z waszego posłuszeństwa wobec tych tajemniczych, a niezrozumiałych dla mnie wewnętrznych praw.
— Jakie skutki? Wymieńcie mi taki wypadek!
— Ułaskawiliście Old Wabble’a. A co teraz uczynimy z wodzem Osagów i jego współwinnym? Czy także puścimy bezkarnie?
— Gdyby to zależało odemnie, tobym to zrobił.
— W takim razie niech dyabli porwą wszystkie wasze prawa preryowe, których wy nie stosujecie, pomimo że tak sławicie ich bezprzykładną surowość.
— Przedewszystkiem jestem chrześcijaninem, a dopiero potem westmanem. Biali oszukali Osagów, a ci postanowili sobie powetować to zapomocą napadu. Oni wedle swoich zapatrywań uważają się za zupełnie uprawnionych do tego. Czy wolno nam Szako Mattę karać za niewykonany zamiar?