Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  58  —

Old Wabble roześmiał się głośno, skłonił się głęboko i odrzekł:
— Przemówiłeś, jak król. Szkoda tylko, że twoje słowa w moich uszach brzmią, jak szczekanie psa! Idę, ale zobaczymy się jeszcze!
Odwrócił się, wyszedł po pochyłem zboczu wgłębienia na górę i zniknął. Gdy dla ostrożności udałem się za nim kawał drogi, zobaczyłem, jak chwiejnym krokiem podążał zwolna po równinie. Szanowałem dawniej tego człowieka nietylko dla jego wieku, lecz i dlatego, że uważałem go za dzielnego westmana, teraz jednak zmieniłem moje zdanie pod tym względem. Gdybyśmy nawet mogli byli uważać go za lepszego człowieka, jako „man of the west“, przecież byłby nam na nic się nie zdał. Tym razem puściłem go wolno nie tyle wskutek namysłu, ile chwilowego odruchu przed uczuciem wstrętu, które nie pozwoliło mi przemówić doń ani słowa więcej.
Winnetou zgodził się na moje zarządzenie, ale Hammerdull i Holbers nie. Widziałem to po ich minach, ale nie odważyli się czynić mi wyrzutu z tego powodu. Natomiast Treskow, którego prawniczo-policyjne uczucia obrażała moja łagodność, rzekł do mnie, kiedy wróciłem:
— Nie weźcie mi tego za złe, mr. Shatterhand, że was zganię. Pomijam to, że nawet jako chrześcijanin nie postąpiliście poprawnie, bo chrześcijaństwo uczy, że po każdym złym uczynku powinna nastąpić kara. Ale postawcie się w położenie kryminalisty, przedstawiciela świeckiej sprawiedliwości! Co powiedziałby taki na to, że za każdym razem puszczacie wolno tak zepsutego i niepoprawnego łotra, jak ten Fred Kutter. Ten człowiek zasłużył już na śmierć więcej niż sto razy, jeśliby się tylko wzięło w rachubę jego zbrodnie jako „zabójcy Indyan“. A jeśli twierdzicie, że nas to nic nie obchodzi, to dowiedziono przecież, że kilkakrotnie godził na wasze i nasze życie, a teraz znowu zagroził nam śmiercią. Co ma prawnik na to