Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  55  —

— Jakie miejsce?
— Ten krzak na prawo od was. Zwróćcie łaskawie swój nos w tamtą stronę!
Old Wabble popatrzył w oznaczonym kierunku. Apanaczka, który słyszał każde słowo nasze, rozsunął teraz gałęzie rękoma i wyszedł do nas. Gdyby piorun był uderzył przed Szako Mattą i Old Wabble’m, byliby się tak nie przerazili, jak na widok wodza Nainich.
— No? — spytałem. — Kto z nas ma silniejszy atut?
Nikt mi nie odpowiedział. Wtem zabrzmiał głos tego, który zwykle mówił tylko wtedy, gdy go pytał przyjaciel Dick Hammerdull, to jest głos Pitta Holbersa:
Heigh-day, a to gaudium! Nie będzie żadnej wymiany jeńców. Old Wabble przegrał.
Starzec zgrzytnął strasznie zębami, zaklął okropnie i krzyknął głosem przerywanym z wściekłości:
— Psie, stokrotnie przeklęty! Jesteś w przymierzu z piekłem i wszystkimi dyabłami. Niewątpliwie zapisałeś im duszę swoją, bo inaczej nie udawałoby ci się każde przedsięwzięcie. Plwam na ciebie! Nienawidzę ciebie nienawiścią, jakiej jeszcze nikt nie odczuwał.Słyszysz, ty psie przeklęty!
— Ja ubolewam nad tobą z całego serca — odpowiedziałem spokojnie. — Poznałem wielu ludzi godnych pożałowania, ale tyś najgodniejszy ze wszystkich. Ty nie pojmujesz tego wcale, jaką litość sobą wzbudzasz. Oby kiedyś Bóg miał nad tobą choć drobną część tej litości i miłosierdzia, jakie ja teraz dla ciebie odczuwam. Oto odpowiedź na twe przekleństwo, albowiem każde przekleństwo z ust twoich zmienia się w błogosławieństwo dla tego, na kogo je rzucisz. Skończyłem z tobą. Jesteś tak nędzną istotą, że widok twój sprawia ból oku. No, zabieraj się stąd czemprędzej!
Poszedłem ku niemu, rozciąłem mu więzy i odwróciłem się od niego. Myślałem, że zerwie się natychmiast i ucieknie, lecz on wstał powoli, potem położył