Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  47  —

kazałem się zatrzymać i obszedłem dokoła „Starą kobietę“. Nie było ani śladu ludzkiej istoty, sprowadziliśmy więc konie po mniej stromem miejscu na dno, gdzie zdjęliśmy jeńca z konia i przywiązaliśmy do drzewa. Był to jeden z najlepszych koni Osagów. Muszę nadmienić, że pojmany należał do tego szczepu, był pomalowany w barwne pasy i nie mówił ani słowa.
Teraz mogłem zapytać Apanaczke o to, co on przeżył od czasu naszego rozstania się do chwili obecnego spotkania, wolałem jednak zaczekać, dopóki sam nie zacznie o tem mówić, gdyż wojownikowi o tak niezwykłym charakterze nie chciałem naprzykrzać się ciekawością. Ale Dick Hammerdull był mniej delikatny, bo zaledwie usiadł, zwrócił się do Indyanina z zapytaniem:
— Słyszę, że mój czerwony brat jest wodzem Komanczów. Jak się to stało, że wpadł w ręce Osagów?
Apanaczka uśmiechnął się lekko i dotknął ręką swoich uszu.
— Czy walczyłeś z nimi? — badał grubas dalej.
Komancz odpowiedział tym samym ruchem. Wobec tego zwrócił się Hammerdull do mnie:
— Zdaje się, że nie chce mnie odpowiadać. Zapytajcie go wy, mr. Shatterhand!
— To także nie odniosłoby skutku — odrzekłem.
— Dlaczego?
— Czy nie rozumiecie jego ruchów? Daje wam zapomocą nich do poznania, że nic nie słyszy.
Te słowa rozjaśniły grubasowi całą sprawę. Otworzywszy szeroko usta, roześmiał się wesoło i rzekł:
Well! To on także ma dwanaście żon i dwa razy po dwadziestu synów i córek.
— Prawdopodobnie!
— W takim razie ja muszę się pilnować, ażebym nie ogłuchł, bo jakbyśmy sobie w dalszej podróży radzili, gdybyśmy wszyscy trzej nic nie słyszeli! Cisza, jaka tu panuje, jest trochę przykra. Czy nie macie, sir, dla mnie jakiej roboty, ażeby mi się czas nie dłużył tak bardzo?