Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  193  —

po ludzku. Będę w nim teraz widział tylko cierpiącego. O nim już nie mówię, ale, jak nędzną, a zarazem śmieszną rolę wy gracie, na to wam się niebawem oczy otworzą. Możecie mi wierzyć!
— Czy może wy do tego się przyczynicie?
— Czy ja, czy kto inny, to wszystko jedno, jak mówi zwykle Hammerdull. Chciałem tylko ogólnie powiedzieć, że na każdego przychodzi godzina obrachunku, a więc i was nie minie. A teraz chodźcie!
Towarzysze usiłowali mnie powstrzymać, kłócili się nawet ze mną, a najbardziej Treskow, ale ja na nich nie zważałem. Odwiązano mnie od konia i zaprowadzono do Cuttera, który zamknął oczy, ażeby na mnie nie patrzeć. Oczywiście rozkrępowano mi także ręce. Po zbadaniu okazało się, że złamanie było podwójne, a w jego wieku prawie nieuleczalne i niebezpieczne.
— Musimy stąd odjechać — rzekłem, — bo potrzeba nam wody. Ale pojedziemy niedaleko, bo rzeka już blizko. Jechać chory potrafi, bo ma tylko rękę uszkodzoną.
Cutter wyrzucił cały szereg przekleństw i poprzysiągł Apanaczce okropną zemstę.
— Was nie można już wprost zaliczać do ludzi! — przerwałem mu. — Czy naprawdę nie potraficie już zrozumieć, że powinniście sobie przypisać winę wszystkiego?
— Nie, tego rzeczywiście nie potrafię! — odpowiedział szyderczo.
— Gdybyście byli nie wyzwali Komancza, byłby was nie strącił z konia.
— Czy musiałem przy tem złamać rękę?
— I temu sami jesteście winni.
— Jakto? Ciekaw jestem, jak mi to wytłómaczycie!
— Ręka wasza byłaby zdrowa, gdybyście byli nie zabrali strzelb moich.
— Jaki związek może zachodzić między jednem a drugiem?
— Widziałem dokładnie, jak zlecieliście z konia. Mieliście strzelby na plecach, a podczas upadku dostała