Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  103  —

— To słuszne, ale jedna okoliczność niweczy obliczenia brata Shatterhanda pomimo ich bystrości.
— Jaka?
— Nasz brat Harbour był przyjacielem padra i znał jego siostry, a one jego. Nie?
— Tak.
— On upadł pod grobowcem z głodu na ziemię, a nieznana ręka przyniosła mu mięso. Gdyby to była siostra Diterica, Tehua, byłaby się nie ukrywała przed przyjacielem, lecz przeciwnie, byłaby się nim zaopiekowała osobiście.
— Byłaby to może uczyniła, gdyby go była poznała. Zważ, że od czasu jej zniknięcia upłynęło przeszło dwadzieścia lat. Wygląd jego zmienił się z biegiem lat wogóle, a wtedy trudy i niewczasy z pewnością jeszcze bardziej zatarły jego właściwe rysy.
— Ależ pomyśl, że słaba niewiasta nie wiodłaby w Rocky-Mountains tak samotnego ciężkiego życia!
— Czy ona sama tam przebywa? Czy właśnie pod tym względem niema wielkiej różnicy między zahartowaną Indyanką a słabą kobietą białą?
— Uff! Brat Shatterhand odpiera dziś z łatwością wszystkie moje zarzuty. Ja muszę uznawać słuszność jego twierdzeń. Oko moje zostało chyba dzisiaj porażone ślepotą!
— Nie są to twierdzenia, raczej domysły. Celem naszej podróży było do dziś Foam-Cascade. Gdy tam będziemy, odwiedzimy grób i przekonamy się, które z moich myśli były słuszne, a które fałszywe.
— Tak, odszukamy grób i postaramy się znaleźć ślad mordercy. Biada mu, gdy go pochwycimy! Nigdy nie sprzeciwiałem się bratu Shatterhandowi, ilekroć rządził się łagodnością, ale w tym wypadku nie będę znał łaski!
Słowa te znowu okazały, jak niezwykłym człowiekiem był Winnetou. On spodziewał się, że po przeszło dwudziestu latach odnajdzie ślad mordercy. Ja nie wątpiłem, że mu się to uda, chociaż wielu ludzi