Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Szako Matto.

Często zarzucali mi towarzysze moich przygód, a potem czytelnicy moich książek, że z ludźmi złymi, którzy zachowywali się względem nas wrogo i szkodzili nam tylko, postępowałem zbyt łagodnie i pobłażliwie, kiedy dostawali się w moje ręce. Rozpatrywałem te zarzuty w każdym poszczególnym wypadku bezstronnie, ale zawsze dochodziłem do przekonania i dziś to widzę, że postępowanie moje było właściwe. Między zemstą a karą istnieje wielka różnica. Człowiek mściwy nie jest dobrym, działa nietylko nieszlachetnie, lecz nawet niegodziwie. Nie mając do tego prawa, uprzedza sprawiedliwość boską i ludzką, a puszczając wodze swemu egoizmowi i namiętności, okazuje słabość, zasługującą na pogardę. Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa karania. Kara jest zarówno naturalnym, jak nieuniknionym skutkiem każdego czynu, potępionego przez głos sumienia. Lecz nie może każdy, ani nawet ten, względem którego dopuszczono się złego postępku, uważać siebie za powołanego do sądzenia. W jednym przypadku bowiem może kara być niedozwoloną, a w drugim może łatwo nabrać cech zemsty, tak samo godnej potępienia. Gdzież znajdzie się człowiek tak czysty, wolny od winy i moralnie wysoki, żeby bez wezwania przez władzę mógł narzucić się na sędziego nad czynami bliźnich swoich?
Nadto nie należy każdego, kto popełnił błąd, grzech lub zbrodnię, uważać za jedynie winnego. Trzeba zbadać także pobudki czynu. Czy tylko cielesne i duchowe braki są wrodzone? A etyczne nie mogą być takimi?