Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  474  —

jego. Teraz jednak przyszedł do rozumu i uznał, że powinien był właściwie dostawać więcej batów. Zacnej ciotki nie wyobraża sobie już teraz w postaci starego smoka, lecz jak lubą rusałkę, która froterowała kijem jego zewnętrzną powłokę, ażeby uszczęśliwić jego ducha. To wywołało w nim uczucie wdzięczności i obudziło myśl dowiedzenia się, czy ciotka jeszcze żyje, jeśli umarła, to prawdopodobnie żyje jej potomstwo, gdyż prócz siostrzeńca miała ona także swoje dzieci, które wychowywała podług tej samej metody, które dlatego zasługują na to, żeby teraz były szczęśliwe. My dopomożemy im do tego szczęścia. Jeśli ciotkę znajdziemy, dostanie nasze pieniądze. Ja swoje dam jej także, bo ich nie potrzebuję, a zresztą to wszystko jedno, czy jest moją ciotka, czy Pitta. Wiecie teraz, panowie, dlaczego widzicie mnie tu na granicy Wschodu. Chcemy odszukać dobrą boginię Holbersa, a ponieważ nie można przed oczyma takiej istoty ukazać się tak, jak się włóczymy po puszczy, zrzuciliśmy połatane bluzy myśliwskie i legginy, a wdzialiśmy te piękne ubrania zielone, przypominające nam barwę preryi i lasów.
— A jeśli tej ciotki nie znajdziecie, sir? — zapytał Treskow.
— To odszukamy jej dzieci i damy im pieniądze.
— A jeżeli one także umarły?
— Umarły? Nonsens! Żyją z pewnością! Dzieci, wychowane wedle takiej metody, mają twarde życie i nie tracą go tak łatwo.
— Zapewne macie pieniądze z sobą?
Yes.
— A dobrze schowane, mr. Hammerdullu? Pytam o to, bo wiem, że są westmani, którzy w sprawach pieniężnych okazują często wprost naiwną nieoględność.
— Czy oględność, czy nieoględność, to wszystko jedno, ale my schowaliśmy je tak dobrze, iż najsprytniejszy opryszek nie zdoła nam ich zabrać.
Miał tak samo jak Holbers zieloną torebkę u pasa, uderzył po niej ręką i powiedział: