Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  456  —

— Powiedzcie to komu innemu, ale nie mnie!
— Oświadczam jeszcze raz, że tak jest, jak mówię.
— Hm! Możliwe, że się tak nazywacie, lecz nie będziecie chyba twierdzić, że jesteście Tim Kroner z Colorado.
— Właśnie, że to twierdzę!
— Do stu piorunów! Jak taki królik, jak wy, może zdobić się mianem lwa! Ja wam powiadam, że to nie jest wasze nazwisko, że więc jesteście oszustem.
— Oszustem? Pilnujcieno swego języka w gębie! Każdy wie, że Kroner z Colorado nie pozwoliłby, żeby do niego w ten sposób mówiono. Czy mam na to złożyć wam dowód?
— Proszę!
Po tem wezwaniu postąpił Spencer groźnie o dwa kroki naprzód, tamten zaś cofnął się ostrożnie o taką samą odległość i odrzekł:
— To zbyteczne zresztą. Cały świat wie o tem. Pocóż będę jeszcze składał na to dowody?
— To słuszne, bo Tim Kroner, to zuch, jakich mało. Ponieważ ty nie jesteś prawdziwym, przeto musisz pokazać, czy odwaga twoja dosięga aż tutaj do mnie. A więc go on!
Postąpił znów o dwa kroki.
— Tak, come on! — zawołał drugi, ustępując o dwa kroki.
— Stójże, wielki bohaterze na gębę! I on podaje się za Kronera z Colorado, którego ja znam tak dobrze, jak siebie! Na tę pychę trzeba nałożyć tłumik. Stań więc już raz, bo porwę cię i przygwożdżę do ściany, że się przylepisz.
Ruszył znów naprzód, lecz fałszywy Tim Kroner znowu ustąpił, ograniczając się do obrony językiem.
— Jestem Tim Kroner z Colorado! Jeśli ktoś inny podaje się za mnie, to jest kłamcą!
Pshaw! Chciałbym zobaczyć rozumnego człowieka, któremu przyszłoby na myśl podawać się za