Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  267  —

Hrabia milczał.
— Mów! Tylko prawda może los twój złagodzić. Czy wiesz, jak będziesz musiał umrzeć?
— Powiedz! — błagał Alfonzo.
— Na górze znajduje się jama z wodą, niewielka wprawdzie, ale żyje w niej potomstwo dziesięciu świętych krokodyli, w których brzuchach dawni władcy tego kraju chowali zbrodniarzy. Te zwierzęta mają przeszło po sto lat i długo nic nie jadły. Wyniosę cię na górę i zawieszę na drzewie tak, że będziesz unosił się nad wodą. Krokodyle będą wyskakiwały po ciebie, lecz nie dosięgną cię całkiem. Będą się szarpały o ciebie, będziesz wdychiwać ich śmierdzące wyziewy i przez długie dni i noce będziesz wisieć nad nimi, bo sznurem nie przewiążę ci szyi. Tak zostaniesz na spiekocie słonecznej, będziesz umierał z głodu i z pragnienia, a gdy zgnijesz na ścierwo, spadniesz i wtedy dopiero pożrą cię aligatory.
Alfonzo słuchał słów tych ze strasznem przerażeniem. Język stał mu się nieruchomy w ustach, jak kawał ołowiu. Nie mógł wykrztusić prośby O łaskę.
— Tylko otwarte wyznanie może los twój złagodzić — mówił Indyanin. — Powiedz przeto, czy wyłudziłeś tajemnicę od mojej siostry?
— Tak — wybąknął zapytany.
— Gdzie schodziłeś się z nią?
— Pod oliwkami nad potokiem za hacyendą.
— Kiedy zdradziła ci tajemnicę?
— Wczoraj wieczorem.
— Czy sam tu jesteś?
— Towarzyszy mi ośmnastu Meksykanów.
— Mieli ci pomóc zabrać skarby. Czy powiedziałeś im tajemnicę?
— Nie wiedzą, co mieli wieźć i nie znają jaskini.
— Gdzie są?
— Zatrzymali się niedaleko stąd.
— Dobrze! Ten człowiek zostanie tu na ziemi, a ty pójdziesz za mną. Nie wiążę cię i nie krępuję,