Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  376  —

— Przypatrzcie się jej własnemi oczyma, to wam większą korzyść przyniesie!
— Dobrze, jeśli tak chcecie! Moglibyście sobie ulżyć w swem położeniu, ale wy wolicie widocznie, żeby was wbito na pal i spalono. Zabiorą was oczywiście do wsi Ogellallajów, a co się tam z wami stanie, to możecie sobie wyobrazić.
— Czy nas wbiją na pal, czy spalą, to wszystko jedno, ale na razie jesteśmy jeszcze tutaj. Tymczasem pilnujcie się wy, bo mógłbym was trochę potłuc, ażebyście potem lepiej się prażyli i piekli, jeśli was zamiast nas spotka to szczęście!
Traper odwrócił się i rzekł do Indyan:
— Niechaj czerwoni bracia nałożą białym jeszcze silniejsze pęta. Oni zasługują na śmierć pod słupem męczeńskim!
Hammerdulla i Holbersa związano mocniej i obalono na ziemię. Ognisko płonęło, lecz podsycane tak skąpo i powoli, że woń dymu czuć było zaledwie o kilka kroków. Blaski wieczorne, które jeszcze przez pewien czas igrały na liściastem sklepieniu puszczy, zniknęły, zaczął coraz ciemniejszy zmrok zapadać, a pod powałą z liści panowała już taka ciemność, że chyba tylko bystre oczy westmana lub Indyanina mogły rozróżnić najbliższe przedmioty.
Wtem wyruszył traper z młodym wodzem, ażeby mu pokazać jaskinię Fireguna. Reszta wojowników została. Młody wódz miał dokonać pierwszego czynu wojennego, a chociaż zwyczajem swej rasy nie dał nic poznać po sobie, przecież w duchu pragnął udowodnić, że jest godzien wliczenia w szeregi dorosłych wojowników.
Szedł w milczeniu za białym. Droga, której traper nie zmylił mimo ciemności, wiodła w prostym kierunku przez las, pomiędzy olbrzymie pnie tysiącletnich dębów i buków, aż do rzeczki, wzdłuż której posuwali się ze zdwojoną ostrożnością.
W pewien czas dostali się na miejsce, gdzie woda