Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  260  —

deskach przy ścianie widniały setki bożków domowych, albo lanych z drogiego kruszcu, albo rzeźbionych z kryształu. Pomiędzy tem leżały złote pancerze wojenne, niesłychanej wartości; złote i srebrne naczynia; ozdoby z dyamentów, szmaragdów, rubinów i innych drogich kamieni; noże ofiarnicze, których rękojeści, nielicząc nabijanych na nie drogich kamieni, miały archeologiczną wartość na setki tysięcy i puklerze z mocnych skór zwierzęcych, okutych złotą blachą. Ze środka sklepienia zwisała korona królewska w kształcie czapki, zrobionej z szczerozłotego drutu i wysadzanej wyłącznie dyamentami. Dalej rzucały się widzowi w oczy całe wory złotego piasku, skrzynie z nuggetami różnej wielkości, najmniejsze były jak groch, największe jak kurze jaja. Znajdowały się także całe kupy srebra, wyłamywanego wprost z żył podziemnych. Na cennych stosach widziało się błyszczące modele świątyń z Meksyku, Choluli i Teotihuakanu, a na ziemi i po kątach leżały wspaniałe mozajki z muszli, złota, srebra i drogich kamieni.
Widok tych bogactw oszołomił rzeczywiście na chwilę Helmersa, któremu się wydało, że jest księciem z tysiąca i jednej nocy. Starał się być spokojnym, ale na próżno. W skroniach uderzała mu silnie krew, a równocześnie przed jego oczyma wirowały olbrzymie koła z ognia i dyamentów. Opanowało go coś w rodzaju upojenia. Teraz się przekonał, że takie bogactwa wywierają na człowieka przedziwny skutek, że mogą wywołać żądzę, która nie cofnie się nawet przed najstraszliwszą zbrodnią.
— Tak, to jest jaskinia skarbów królewskich — powtórzył Indyanin — a skarby te należą tylko do mnie i do Karji.
— W takim razie jesteś najbogatszym księciem na ziemi! — rzekł Helmers.
— Mylisz się! Jestem uboższy od ciebie i od każdego innego. A może chcesz zazdrościć wnukowi władcy, którego władza minęła, a państwo runęło w gruzy?