Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  349  —

morskie i przyswoiła sobie takie wiadomości z naszego zawodu, że mógłby ich jej pozazdrościć niejeden dzielny wilk morski.
— Wobec tego pragnę istotnie ją poznać.
— Dziś już dam wam do tego sposobność. Jestem na dziś zaproszony. Pójdziecie ze mną?
— Oczywiście, kapitanie.
— Dobrze. Ja was przedstawię, a potem już sami będziecie mogli swobodnie się poruszać, jak na pokładzie swojego „L’ horrible’a“. To ładny statek, poruczniku. Szczerze wam winszuję tej komendy. Wyglądało to niezmiernie ładnie, gładko i zgrabnie, kiedyście nadpłynęli i odrazu spadły żagle i kotwica. Czy on nie dostał się od Anglików do floty Stanów Zjednoczonych?
— Tak, ale przedtem był najniebezpieczniejszym okrętem między Grenlandyą a południowymi przylądkami. Słyszeliście co o „czarnym kapitanie“?
— Jakżeby nie? Może więcej niż wy. Nie mogłem tylko odrazu sobie przypomnieć, który to okręt nazywał się „L’ horrible“. Teraz już wiem. Statek przyłapano w drodze z transportem „hebanu“[1] i zabrano. Załogę wywieszano na rejach, a „czarnego kapitana“... ach, cóż to z nim się stało?
— Nie było go na statku. Za to znaleziono kobietę, którą rozbójnicy podczas zrabowania kupieckiego okrętu zachowali przy życiu i z sobą zabrali, ażeby wymusić na niej okup.
— Kto ona była?
— Nie wiem. Od tego czasu nigdy więcej nie słyszano o korsarzu. Albo nauczka, którą dostał, poskutkowała, albo był na statku i zawisnął na rei razem z innymi.

— Toby go było całkiem słusznie spotkało! A zatem dzisiaj wieczorem u pani Voulettre, Przyjdę po was, poruczniku. Dobrze?

  1. Niewolników, przeznaczonych na sprzedaż.