Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  258  —

— Jesteś moim przyjacielem, dlatego ci powiem, że ona go kocha.
— Wiem o tem.
— A jeżeli zdradzi przed nim waszą tajemnicę?
— To jest jeszcze Czoło Bawole. Hrabia nie dostanie najmniejszej części skarbu!
— Czy ten skarb wielki?
— Zobaczysz. Zbierz wszystko złoto, jakie Meksyk posiada, to nie dorówna ono ani dziesiątej części skarbu. Był tylko jeden biały, który go widział i...
— I wyście go zabili?
— Nie. Nie potrzeba go było zabijać, bo dostał obłąkania z radości i zachwytu. Biały nie potrafi znieść widoku bogactwa, tylko Indyanin ma na to dość siły.
— A mnie pokażesz ten skarb cały?
— Nie. Zobaczysz tylko jedną część. Lubię ciebie i chcę zapobiec temu, żebyś nie oszalał. Muszę zbadać twój puls!
Ujął za rękę Helmersa i oświadczył:
— Jesteś silny. Duch złota nie pochwycił cię jeszcze. Gdy wejdziesz do jaskini, krew będzie ci tak w żyłach płynęła, jak wodospad ze skały.
Rozmowa ucichła, a Helmersa opanowały jakieś dziwne uczucia. Wreszcie zaczęło się niebo zabarwiać. Blade światło na wschodzie nabrało siły i niebawem można było rozróżnić dokładnie przedmioty na ziemi.
Helmers ujrzał przed sobą górę El Reparo, na której stromem zboczu rosły przeważnie dęby. U samego podnóża góry wypływała woda, szeroka odrazu na trzy stopy, a głęboka na cztery.
— Czy to jest wejście? — zapytał.
— Tak — rzekł Czoło Bawole. — Ale zaraz jeszcze nie wejdziemy. Ukryjmy konie! Posiadacz skarbu musi być ostrożny.
Poprowadzili konie wzdłuż góry, aż do pewnego krzaku, który Indyanin rozchylił. Za krzakiem znajdowała się szczelina odpowiednia na kryjówkę dla zwierząt. Potem powrócili nad potok, gdzie zwyczajem