Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  22  —

Zapewniam was, panowie, że mowa była znakomita. Gdyby się była odnosiła do wypadku rzeczywistego, byłby oskarżony z pewnością został uwolniony od winy i kary. Lincoln w roli obrońcy nie wydał mi się wcale śmiesznym, gdyż zauważyłem, że w tej puszczy przygotowywał się do zawodu lawyera. Gdy skończył, poskoczyłem do niego, a on podał mi rękę.
Welcome, master Kroner! Skąd wzięliście się nad starym Kanzasem?
— Byłem przez pewien czas w Colorado, gdzie nałowiłem nieco bobrów, a teraz dążę do Mississipi, aby pójść trochę do Teksas.
— Dlaczego właściwie udajecie się na Zachód, a nie zostaliście w farmie, gdzie mnie pomimo tych dwojga zmarłych było przez kilka dni tak dobrze?
Przedstawiłem mu w krótkości powody mego kroku, a on uścisnął moją rękę i rzekł:
— To słuszne! Boleść serca, to zły towarzysz. Nie należy mu się poddawać i łączyć z nim na jednem miejscu, trzeba go zabrać z sobą w daleki świat, tam porzucić i wrócić wolnym człowiekiem. Ja ciągle jeszcze jestem tem, czem byłem wówczas: ścinam drzewo tam, gdzie mnie ono nic nie kosztuje, a zawożę tam, gdzie mi za nie dają dobre dolary. Ale to będzie moja ostatnia tratwa. Potem idę na Wschód, żeby się przekonać, czy potrafię coś lepszego robić. Gdybym tu był już skończył robotę, bylibyście mogli pojechać ze mną. Niestety muszę tu jeszcze ze czternaście dni zabawić.
— To nic, sir! Jeśli wam to na rękę, zostanę z wami. Westman nie dba o to, czy tydzień czasu więcej lub mniej na jednem miejscu posiedzi. Jeśli przyjmiecie moją pomoc, to skończymy pracę w połowie tego czasu. To pewnie nie narazi was na żadną stratę.
— Dla mnie będzie to bardzo korzystne, jeśli zostaniecie i pomożecie mi trochę, bo to przyda się jeszcze z innego względu. Oto od pewnego czasu krążą tu Indyanie jak komary, a w takich wypadkach dwaj ludzie znaczą więcej niż jeden człowiek. To chyba