Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  175  —

słynnym wojownikiem. Wkrótce już przestaniesz nazywać się Iszarshiutuha, Mały Jeleń, lecz zostaniesz Pehnulte, Wielkim Jeleniem. Noga cię boli?
— Tak.
— Wyszedłeś z wigwamu bez konia?
— Wybrałem się po świętą glinę. Idę pieszo.
— Ta ofiara spodoba się Wielkiemu Duchowi. Chodź do domu!
— Wy jesteście wojownikami, a ja jeszcze młody. Pozwólcie mi pozostać z małym bratem!
Przystąpił do ładnego, jasnowłosego chłopca, stojącego cicho i smutnie, z ręką na tem miejscu ciała, gdzie go ojczym kolbą ugodził. Zamienili spojrzenia nieświadomie, ale ja to zauważyłem. W każdym razie nie stali teraz obok siebie po raz pierwszy. Mały Jeleń nie był tu bez powodu. Krył jakąś tajemnicę, niebezpieczną może dla mieszkańców domku. Pragnąłem wybadać tę tajemnicę, lecz nie pokazałem tego po sobie.
Chłopcy zostali na dworze, a ja poszedłem z Willem Saltersem i z kobietą do domu, a raczej do chaty o jednej izbie.
Ubóstwo wyzierało tu z każdego kąta. Byłem już w niejednym domku strażniczym, którego mieszkańcy musieli w swych wymaganiach bardzo się ograniczać, ale tu było jeszcze gorzej. Dach był bardzo nadwerężony, materyał, którym zatkane były odstępy w ścianach, zniknął już dawno, a przez szpary i dziury wchodziła i wychodziła swobodnie nędza. Nad paleniskiem nie było kotła, a cały zapas żywności stanowiła niewielka liczba kukurydz, leżących w kącie. Jedyna odzież kobiety składała się z cienkiej perkalikowej spodnicy i kaftanika. Kobieta chodziła boso, a zdobiła ją tylko czystość, wpadająca przyjemnie w oko pomimo ubóstwa. Ubranie jej syna było także bardzo ubogie i często naprawiane.
Kiedy spojrzałem na barłóg, złożony tylko z liści, a potem w bladą i wynędzniałą twarz biedaczki, mimowoli ją zapytałem: