Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  3  —

Indyan półkrwi, oraz innych mieszańców rozmaitych gatunków i odcieni.
Wśród nich uwijała się zażywna, zacna pani Thick, troszcząc się z całą gorliwością o to, żeby nikomu z gości niczego nie zabrakło. Znała wszystkich, mówiła do każdego po nazwisku, obdarzała tego i owego uprzejmem spojrzeniem, a groziła palcem innemu, który okazywał widocznie ochotę do kłótni. Podeszła także do mnie i spytała, czego sobie życzę.
— Czy mogę dostać szklankę piwa, pani Thick?
Yes — odpowiedziała ze skinieniem głowy — mam nawet bardzo dobre piwo. Wolę, gdy moi goście piją piwo, bo lepsze jest, zdrowsze i przyzwoitsze od brandy, która często głowy zawraca. Wy z Europy, sir?
Yes.
— Domyśliłam się sama tego, bo żądacie piwa. Ludzie tamtejsi piją przeważnie piwo i mądrze czynią. Nie byliście jeszcze nigdy u mnie?
— Nigdy; ale dziś chciałbym skorzystać z waszej gościnności. Czy macie jakie dobre łóżko?
— Wszystkie moje łóżka są dobre!
Zmierzyła mnie badawczem spojrzeniem. Twarz moja podobała się jej widocznie więcej niż reszta postaci, bo dodała:
— Zapewne dawno już nie zmienialiście bielizny, ale dobrze wam z oczu patrzy. Czy chcecie tanio zamieszkać?
„Mieszkać tanio“ znaczy dzielić nocleg z drugimi.
— Nie. — odrzekłem. — Wolałbym dostać osobny pokój, niż spać we wspólnej sali. Wprawdzie ubranie moje jest liche, ale mam z czego zapłacić.
— Wierzę wam, sir, wierzę! Dostaniecie dla siebie pokój, a jeśli jesteście głodni, to rozejrzyjcie się w spisie potraw.
Podała mi papier i odeszła po piwo. Ta zacna osobistość robiła wrażenie rozumnej, uprzejmej i skrzętnej gospodyni, która szczęśliwą się czuła, gdy widziała dokoła siebie zadowolenie. Także urządzenie lokalu