Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  304  —

— Czy ja w to wierzę, czy nie, to rzecz uboczna, ale wy w to wierzycie. Jeśli czerwony wojownik zabierze nieprzyjacielowi worek z gusłami i zachowa go, to dusza tamtego będzie musiała służyć mu w wiecznych ostępach, chyba, że Wielki Duch wskaże mu sposób zdobycia sobie nowego gusła. Jeśli jednak nie ocali się worka, lecz go się zniszczy, to i dusza zniszczona na wieki. Tak przecież mówi wasza wiara!
— Ale nie moja.
— Nie? — spytałem z ponownem zdziwieniem.
— Nie. Ja także w to wierzyłem, ale tylko dopóki mój wielki brat, Old Shatterhand, nie opowiedział mi o dobrym Manitou, który stworzył wszystkich ludzi, który wszystkich darzy równą miłością i do którego wszystkie dusze powrócą. Nikt nie może zabrać duszy drugiemu. Po śmierci nie będzie sług ani władców, zwycięzców ani zwyciężonych. Przed tronem wielkiego i dobrego Manitou będą wszystkie dusze równe, zapanuje wieczny pokój i nie będzie walk, polowania i przelewu krwi. Gdzież mają leżeć ostępy myśliwskie, o których mówią nasi guślarze?
Powiedział to z zapałem, wzrastającym od słowa do słowa. Cieszyłem się tem serdecznie; tego właśnie pragnąłem się dowiedzieć. Ziarno, zasiane wówczas w jego sercu, zeszło więc i zapuściło korzenie pod stwardniałą skorupą.
— Tak, skoro myślisz w ten sposób, to gusła nie mają dla ciebie żadnej wartości — rzekłem, na pozór bez żadnego zamiaru.
— Są znakiem, że jestem wojownikiem, nic więcej.
— W takim razie i zatrzymanie ich nie ma dla mnie żadnego celu. Masz je.
Zdjąłem worek ze szyi i oddałem mu go, on zaś powiesił go na sobie i odrzekł:
— On nie ma nic wspólnego z moją duszą, lecz jest oznaką wojownika i dlatego dziękuję ci za to, że mi go oddajesz.