Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  493  —

zobaczymy was wkrótce, mr. Shatterhandzie. Pozwólcie, że podam wam rękę.
Joz Hawley podał mi także i rzekł tonem serdecznego zasmucenia:
— Czy przypominacie sobie jeszcze historyę, którą opowiadaliście nam tam, za Mistake Canon, sir?
— Tak.
— Ulżyliście nią mojemu sercu. Przyszedłem do przekonania, że z powodu śmierci owego Indyanina, nie mam sobie nic do wyrzucenia. Wy to daliście mi to uspokojenie. Dziękuję wam, mr. Shatterhandzie, i cieszyłbym się, gdyby nasze tropy skrzyżowały się kiedyś znowu!
Zaczęły się pożegnania. Old Surehand wziął mnie za rękę, odciągnął mnie od drugich, ażeby słów jego nie słyszeli i rzekł:
— Wczoraj wieczorem byłem uszczęśliwiony, że mieliście jechać ze mną do fortu Terzel — dziś wszystko zmieniło się tak niespodzianie. Wyobrazicie sobie, jak mnie to smuci. Wiecie, że chciałbym ciągle być z wami. Teraz musimy się rozstać tak nagle i to z takiego powodu! Ale czy rzeczywiście jesteście pewni, że odzyskacie te strzelby?
— Tak.
— Życzę wam tego z całego serca, a równie serdecznie życzę sobie, żebyśmy się rychło zobaczyli!
— Wierzcie, że to i moje życzenie, mr. Surehandzie.
— Czy nie oznaczylibyście mi miejsca?
— Nie.
— Czemu nie?
— Bo obydwaj nie wiemy, co się stanie i na jakie idziemy wypadki. Wy jedziecie na południe szukać tego Dana Ettersa. Kto wie, jak długo będziecie go ścigali i dokąd zaprowadzą was jego ślady. Ja jadę na północ i także nie mogę powiedzieć, kiedy i gdzie dopędzimy generała.
— Więc tu wcale nie powrócicie?
— Chciałbym, ale nie mogę powiedzieć, czy to