Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  473  —

— To szczególne! Niema języka czerwonych mężów, w którym znajdowałyby się te słowa. Muszę jednak dowiedzieć się bezwarunkowo, jakie mają znaczenie.
— Chcesz wniknąć w tajemnicę gusł?
— Tak, jeśli to są gusła, czego jednak nie sądzę.
Potrząsnął głową i odrzekł:
— Ja nie wiem, dlaczego dusza Old Shatterhanda zajmuje się w ten sposób moim ojcem i matką — przestrzegam go jednak, żeby się miał na baczności przed guślarzem, ponieważ nie lubi, żeby się nim zajmowano. On ma wielkie doświadczenie we wszelkich czarach i może wszystkich swoich nieprzyjaciół zniszczyć na wielką odległość, nie widząc ich, ani słysząc.
— Pshaw.
— Nie wierzysz temu?
— Nie.
— Skoro ja mówię, to możesz wierzyć. Strzeż się go, a weź do serca moją prośbę i nie mów o tych słowach nikomu!
— Zastosuję się do twego życzenia. A teraz powiedzno mi, czy rzeczywiście żyjecie w zgodzie z wojownikami Szikasawów?
— Tak.
— Czy wiesz, gdzie oni mają pastwiska?
— Tam, w górze, nad Red River.
— To długa rzeka. Czy możesz mi to bliżej oznaczyć?
— Tam, gdzie rzeka Peace uchodzi do Red River.
— Przypuszczam, że to szczep mały.
— Mają kilkuset wojowników i jednego wodza.
— Czy to ten Mba, który teraz jest u nas?
— Tak.
— Co to za człowiek?
— Jak wszyscy wojownicy; ani większy, ani mniejszy.
— Masz na myśli to, że jest waleczny, ale nie nazbyt sławny?
— Tak.