Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  445  —

— Słuchaj, co ci teraz powiem. Zgasiłem ogień, bo przyrzekasz się poddać. Niech ci nie przyjdzie na myśl nie dotrzymać tego przyrzeczenia. Za najlżejszym oporem z twojej strony zapalę ogień na nowo i nie zgaszę go dopóki worki się nie spalą. Słowa te mają takie znaczenie, jak gdybym je potwierdził fajką przysięgi!
— Poddajemy się, poddajemy! — zapewniał, trzęsąc się niemal z trwogi. — Czy w takim razie otrzymam napowrót moje gusła?
— Tak.
— Kiedy?
— W chwili, kiedy wrócimy wam wolność, ale nie prędzej. Aż do tego czasu schowamy je dobrze, lecz zniszczylibyśmy je natychmiast, gdybyście spróbowali wydobycia się z niewoli. Żądam od ciebie rzeczy następujących: Ty zostaniesz zaraz tu z nami, wydasz broń i dasz się związać. Godzisz się na to?
— Muszę, muszę, bo masz moje gusła.
— Apanaczka wróci do waszych wojowników i doniesie im, co postanowisz, a oni złożą tam, gdzie stoją, wszelką broń, zostawią ją tam i przyjdą potem do nas pojedynczo, ażebyśmy ich skrępowali tak, jak ciebie. Czy to uczynią?
— Uczynią, bo gusła wodza są dla nich taką samą świętością, jak własne.
— To dobrze! Będą spragnieni, więc dostaną wody, a potem zwolna napoimy konie i udamy się tam, gdzie jest więcej wody. Jeśli będziecie posłuszni i zachowacie się dobrze, to może być, że odstąpimy nieco od naszej surowości i pewnej liczbie waszych ludzi zostawimy konie i strzelby. Słyszysz, że jestem względem ciebie dobrotliwszy, aniżeli byłem względem Nale Masiuwa. Godzisz się na to?
— Tak. Przecież muszę się zgodzić, chcąc ocalić gusła a z niemi życie.
— Więc niech już Apanaczka idzie. Daję mu czas jednej ćwierci godziny, a jeśli potem Komancze nie