Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  381  —

— Uff! Dlatego nie wrócili i dlatego nie zastaliśmy ich tutaj!
— Wyjaśni ci się jeszcze niejedno. Winnetou pojechał czemprędzej na Llano Estacado, ażeby ostrzedz Bloody Foxa a przedtem posłał po tylu wojowników, ilu potrzeba do udaremnienia waszego zamachu. Z tymi Apaczami pośpieszyłem naprzód i wziąłem do niewoli Sziba Bigha z pięćdziesięciu wojownikami, kiedy wtykali pale, mające poprowadzić za nimi Wupę Umugi.
— Czy mówisz prawdę? — wykrztusił z trudem.
— Tak, mówię prawdę. Potem tak, jak wy chcieliście uczynić białym jeźdźcom, powtykaliśmy fałszywie paliki. Postarał się o to Winnetou z pięćdziesięciu Apaczami, których ślady miał Wupa Umugi uważać za ślady będących z Sziba Bighem Komanczów.
— Uff! To podsunął wam zły Manitou.
— Dobry Manitou. Zły jest waszym doradcą, nie naszym. Teraz jedzie Wupa Umugi za Apaczami i sądzi, że ma przed sobą Sziba Bigha. Zajdzie na bezwodną pustynię, gdzie go tak otoczą kaktusy, że będzie się musiał poddać, jeśli nie zechce zginąć z głodu i z pragnienia.
— Old Shatterhand jest najzłośliwszą i najgorszą bladą twarzą! — syknął z wściekłością.
— Sam w to nie wierzysz i wiesz, że mam względem wszystkich czerwonych mężów tylko dobre zamiary. Teraz chcę was także sprowadzić na dobrą drogę i doprowadzić do zawarcia pokoju z nieprzyjaciółmi.
— My nie chcemy pokoju!
— To zbierzecie krew; jak chcecie. Gdy dziś nadjechali biali jeźdźcy, ostrzegłem ich i powiedziałem im, że zdążasz za nimi z twoimi wojownikami. Wobec tego połączyli się z moimi Apaczami i zaczaili się tutaj na was. Teraz jesteście tak osaczeni, że nikt z was ujść nie zdoła.
— Będziemy walczyli!
— No — spróbujcie!